Archiwum 23 lipca 2008


lip 23 2008 Billabong
Komentarze (0)

Już niebawem napiszę o kolejnym Pinowym wyjeżdzie do Chałup. Ale jeszcze nie teraz. Narazie kwestia zdecydowanie ważniejsza, przynajmniej dla kobiet. Teraz zapewne już wiecie o czym będę pisać. Oczywiście o ciuszkach, fatałaszkach, dodatkach, torbach, koszulkach, nakryciach głowy. Kochani, mam ogromną przyjemność zaprezentować Wam maga odjechaną australijską firmę odzieżową Billabong. Oczywiście nie mogłam się oprzeć wyjątkowemu stylowi, który reprezentuje Billabong i wróciłam z Chałup z całą torbą ciekawych produktów.

Zaczęło się od torby. Ale jakże niezwykłej!!! Doskonałej i na plażę, i na spacer po promenadzie i na wieczorne balety. Wybór był ciężki, bo toreb w Billabongu cała masa. A jakie są te torby? To prawdziwe, awangardowe dzieła sztuki, stworzone z myślą o osobach, które cenią sobie oryginalność. Ich zaleta to niebanalne, charakterystyczne detale. Billabong bawi się skórą, materiałem, kolorem i naszyciami. Nadruki, gadżety, klamry i napisy to charakter tych toreb. A zatem teraz kilka zdjęć z moją ukochana torebeczką. Jak każda kobieta kocham torby, mam ich w domu całą masę i za każdym razem, kiedy jestem w centrum handlowym nie może się obejść bez kolejnych torbowych zakupów. Znajomi już nie raz mówili na mnie "Pani torebeczka". Innym razem zaprezentuje Wam całą kolekcję Paolettowych torebek. A na razie ta prosto z Chałup.

Paoletta, a na pierwszym planie jej mega fajna torba Billabonga.

Ale torebka była tylko jedną z wielu rzeczy przywiezionych z Chałup ze sklepu Billabonga. Rozkręcona szalonymi zakupami postanowiłam nie poprzestawać na torbie. No i przeszłam do konkretów. Nigdy nie byłam fanką bluz, a zwłaszcza tych z kapturem. Pomyślałam sobie, że kiedyś warto zacząć, zwłaszcza w momencie kiedy jest się nad morzem, z ciepłych rzeczy ma się tylko cienki rozpinany, czarny sweterek, a temperatura w nocy nie przekracza 13 kresek. Trzeba było zrobić ciepłe zakupy. No i czyżbym się myliła że w bluzach z kapturem nie jest mi do twarzy. Zielona bluza Billabonga okazała się strzałem w dziesiątkę. Ciepła, twarzowa, podkreślająca figurę. No i stało się!!! Zostałam właścicielką piewszej w swojej historii bluzy z kapturem. Sami oceńcie, czy jest mi w niej do twarzy. Pewne jest, że zmienia mój wizerunek o 180 stopni.

 

Kapturek idealny, ale pomyślałam, że nie ma to jak czapka z daszkiem. Oczywiście także Billabonga. No i tu zaczęło się zakupowe szaleństwo. Czapek była cała masa i na prawdę ciężko było mi się zdecydować  na tę właściwą. Podczas pierwszego wyjazdy do Chałup wybrałam taką z najnowszej kolekcji - prosto z Paryża. Była to wielokolorowa czapa z prostym daszkiem (styl Jay Z). Uwaga!!! Zdjęcie!!!

Ale to nie był mój styl. Ja jednak wolę stonowanie i klasykę. Po koleknym powrocie do Chałup czapkę udało mi się wymianić.

paoletta