Archiwum lipiec 2008


lip 30 2008 Andrzej Matracki - Mistrz Świata w Fryzjerstwie...
Komentarze (3)

Nie napisałam Wam jeszcze najważniejszej informacji. A mianowicie jaką fryzurę miałam na owej ślubnej ceremonii . Otóż, skoro był to tak wielki ślub, to nie miałam innego wyjścia i zmuszona byłam wybrać się do fryzjera, bądź jak teraz zwykło się mówić do stylisty. Wiedziałam jak będę ubrana, jaki makijaż będę miała na sobie, a zatem stylistka poleciła mi fryzurę stonowaną, a zarazem wyrazistą.. Włosy miałam wyprostowane na grubą szczotkę, odbite od nasady. Na koniec, aby fryzura była bardziej trwała fryzjerka zawinęła mi włosy na bardzo grube wałki. Te okrutnie przeraziły mojego chłopaka, który był przekonany, że mam na głowie babcine papiloty. Usłyszałam tylko w słuchawce: - Kochanie, nie rób sobie jakiejś babcinej fryzury. Nie wnikając w szczegóły kontynuowałam trzymanie "papilotów". Fryzura dzięki nim była wyrazista, na pewno nie przypominała uczesania babci w binoklach. Otrzymałam od fryzjerki to, czego oczekiwałam. Elegancję, naturalność i wyrazistość, idealne zestawienie wszystkich elementów – stroju, fryzury i makijażu. Te zawsze powinny być ze sobą zgrane. O tym wie każdy wybitny stylista, a już na pewno mistrz świata w fryzjerstwie. Już teraz specjalnie dla Was prezentuję na moim blogu fragment mojego wywiadu z Andrzejem Matrackim.

Mistrz Świata ma 35 lat i od 17 lat nierozerwalnie związany jest ze swoją największą pasją. W marcu Andrzej Matracki zdobył złoty medal podczas OMC Hairworld Chicago Mistrzostwa Świata. To ogromny sukces dla polskiego fryzjerstwa.

 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z fryzjerstwem?

Andrzej Matracki: Zastanawiałem się nad wyborem zawodu fryzjera, zegarmistrza lub złotnika. Jednak już jako młody chłopak wiedziałem, że chcę pracować z ludźmi, chcę mieć możliwość rywalizacji, którą zaszczepił we mnie mój św. pamięci Tato, trener judo. Pierwsze nożyczki kupiła mi mama, kiedy jeszcze nie byłem fryzjerem. Tak wszystko się zaczęło. Wybrałem ten zawód także dlatego, że w moim rodzinnym mieście, Olsztynie, pracuje mistrz fryzjerstwa artystycznego – Pan Aleksander Stankiewicz – znany w Polsce i za granicą – obecnie trener kadry fryzjerów. Pracowałem u niego 12 lat. Uwielbiam to, co robię, zawody, starty, mistrzostwa. Dzięki nim ciągle mogę doskonalić swoje umiejętności. Każdy kolejny start traktuję jak trening.

 

Jaki był Twój pierwszy duży sukces?

Zwycięstwo podczas Mistrzostw Polski juniorów w 1993 r. To był mój pierwszy start, zmagania, stres, emocje, a zarazem  zwycięstwo i tak poważne osiągnięcie. Nagrodzono mnie wtedy dwutygodniowym szkoleniem w Niemczech sponsorowanym przez firmę Wella. Dzięki  niemu zyskałem zupełnie inne spojrzenie na fryzjerstwo, miałem możliwość uczestniczenia w wysokiej klasy pokazach i szkoleniach. Od tego czasu intensywnie brałem udział w krajowych i zagranicznych konkursach i pokazach. Zdobyłem już około 100 medali.

 

Które są dla Ciebie tymi najważniejszymi?

Na pewno mój pierwszy złoty medal z Mistrzostw Polski z 1993 roku i ostatni również złoty z Mistrzostw Świata z Chicago tego roku. Ważnymi osiągnięciami są również złoty, srebrny i brązowy medal na Mistrzostwach Europy w Strasburgu oraz srebrny medal zdobyty podczas Mistrzostw Świata w Mediolanie w 2006 r. Ale tak naprawdę sukcesem każdego fryzjera jest fakt, że ma wypełniony grafik na następne dni. Przychodzi do pracy i może to, czego się nauczył, wykonać na głowach klientów. Daję klientom zadowolenie – bo przecież dzięki dobremu strzyżeniu mogą rano parę minut dłużej pospać, dobrze wyglądają przez cały dzień, a wieczorem mogą iść na spotkanie – to jest sukces!

 

Czym jest dla Ciebie wygrana w Mistrzostwach Świata w Fryzjerstwie w Chicago? Jak czujesz się jako mistrz?

Start na Mistrzostwach Świata we fryzjerstwie jest dla mnie tym samym, czym dla sportowca reprezentowanie kraju na olimpiadzie. Złoty medal z Chicago jest dla mnie uwieńczeniem mojej 17 letniej kariery. Jest to olbrzymi sukces, poprzedzony ciężką pracą na treningach i konkursach, które odbywają się przed Mistrzostwami Świata. Jako Mistrz Świata czuję się doceniony, wiem, że moja praca nie poszła na marne.

Jeśli zainteresował Was wywiad i chcecie poznać więcej szczegółów z życia Mistrza to zapraszam na stronę www.fryzjerstwo.pl .

paoletta   
lip 28 2008 Ślub - jak się ubrać?
Komentarze (2)

To był weekend!!!  W sobotni wieczór byłam z moją drugą połową na ślubie pary szwedzko-polskiej. On Szwed, ona Polka - piękna para. Ślub w kościele Św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży, wesele w zmysłowej Ale Glorii w Domu Dochodowym. Wszystko w  stylu polsko-szwedzkim, były druhny, płatki kwiatów, jaguary, szampan z truskawkami i cudne kreacje.

No właśnie, a zatem przejdźmy do meritum tej weselnej notki i porozmawiajmy o modzie ślubnej. Jak się ubrać na tę wyjątkową okazję. I nie piszę teraz o pannie młodej, a o zaproszonych gościach.

Wszystkim paniom, które wybierają się na ślub, polecam ponadczasowy strój w stylu klasycznym. Powinien być dobrany z wyczuciem, ale jednocześnie podkreślać wagę sytuacji. , W sobotni wieczór pogoda dopisała, temperatura była bardzo wysoka, dlatego najlepszym wyborem była kobieca sukienka w stylu lat 60. Na nogi koniecznie pantofle z odkrytym palcem stylizowane na modę lat 30. i 40. Ja uwielbiam awangardowe kreacje, wybrałam, więc "małą czarną" Victora&Rolfa. Nie mogłam także zapomniec o wyrazistych dodatkach. Wszystkie Panie wiedzą, że stanowią one bardzo ważną część naszego stroju. A zatem pokusiłam się o perły. I to nie byle jakie  - był to 100 centymetrowy sznur przywieziony prosto z Majorki. Małe kolczyki były idealnym dopełnieniem całości. Idealnym uzupełnieniem był makijaż w stylu Chanel (połączenie srebra i złota). A do tego wszystkiego stylowa torebeczka vintage - oczywiście na łańcuszku! Wyglądałam Bosko!!!!!

 

paoletta   
lip 24 2008 Paula, Wiesio i konkursy na plaży PINO
Komentarze (1)

paoletta   
lip 24 2008 Weekend mody plażowej
Komentarze (0)

paoletta   
lip 24 2008 Gatki na plażę - obcisłe czy luźne?
Komentarze (2)

No to zgodnie z obietnicą już teraz relacja z kolejnego pobytu Pauli w Chałupach. Z Michałem Migałą tworzyliśmy trochę dziwną parę prezenterów. Ale obawy były kompletnie bezpodstawne. Juz pierwsza setka, mimo że inna niż ta z Wujkiem, była z dużą dawką poczucia humoru. Abstrakcyjny humor Wiesia najwyrażniej przypadł mi do gustu. I tak pierwsze nagranie odbyło się na znanej w Chałupach plaży numer 3, było słońce, masa turystów. A Ci podzieleni na tych w obcisłych i luźnych gatkach. No i właśnie ten widok zainspirował nas do rozmowy o plażowej modzie. Pomijając sondę, którą przeprowadziliśmy, moim zdaniem obcisłe gatki u mężczyzn na plaży to szczyt obciachu!!! A ten obciach niestety jest w naszym kraju bardzo popularny. Spotkaliśmy całą masę panów z wąsem w bardzo obsisłych, wręcz wrzynających się w brzuchy majtach. Moi drodzy, w tej kwestii mogę obronić jedynie początkujących surferów, którzy z powodu nadmaru emocji mogli zapomnieć założyć na obcisłą piankę luźne bokserki. Ale jeśli jesteście drodzy Panowie na desce już któryś raz z rzędu, to pamiętajcie - NA OBCISŁĄ PIANKĘ ZAWSZE ZAKŁADAMY LUŹNE MAJTECZKI :)

Przeprowadzając tę jakże ekscytującą sondę udało wypatrzyliśmy Mandarynę. I to prawdziwą Martę Wiśniewską. Siedziała w restauracji, popijała wodę z cytryną i rozmawiała przez telefon. Nie zastanawiając się ani minuty dłużej, podbiegliśmy do niej. Mandaryna trochę ponarzekała, że jest na wakacjach i nie chce jej się udzielać wywiadu, ale po kilku sekundach już stała przy mikrofonie i z zapalem opowiadała o Kite Surfingu. Okazuje się, że Marta uwielbia sporty ekstremalne, i jest zdania, że kobiety na Kite Surfingu świetnie sobie radzą. Chyba sama będę musiała spróbować i ocenić. Ale już się boję, że może mi się to za bardzo spodobać!!!

 

 

paoletta