Komentarze (1)
Estrella!!!! Blog kobiety sukcesu, kobiety, która zaraża pozytywną energią!!! Kontrowersyjna, czarująca, zawsze uśmiechnięta - tak w kilku słowach mogę opisać swoją niewielką osóbkę. Moje życiowe motto to czarpać z życia to, co najlepsze. Zyję chwilą i dzięki temu moje życie jest spontaniczne i pełnie nieprzewidzianych zwrotów akcji. Mimo tego, że chwytam dzieć, to jestem wyjątkowo wytrwała w dążeniu do celu. Jak coś postanowię, muszę to zrealizować. Moje marzenia przekształcam w rzeczywistość!!! Dlaczego właśnie teraz zdecydowałam się założyć blog? Otóż, dwa dni temu miało miejsce wyjątkowe zdarzenie. Jedyna w swoim rodzaju telewizja PINO TV wybrała mnie na swoją prezenterkę. A zatem kolejny upragniony cel osiągnięty. Wiem, że to nie koniec moich sukcesów. Mój blog ma za zadanie pokazać wszystkim jak osiągać w życiu upragnione cele, chcę Was zarazić pozytywną energią. Chcieć to mieć - to moje życiowe motto. Myślę, że teraz już wiecie dlaczego właśnie estrella!!!
No to zgodnie z obietnicą już teraz relacja z kolejnego pobytu Pauli w Chałupach. Z Michałem Migałą tworzyliśmy trochę dziwną parę prezenterów. Ale obawy były kompletnie bezpodstawne. Juz pierwsza setka, mimo że inna niż ta z Wujkiem, była z dużą dawką poczucia humoru. Abstrakcyjny humor Wiesia najwyrażniej przypadł mi do gustu. I tak pierwsze nagranie odbyło się na znanej w Chałupach plaży numer 3, było słońce, masa turystów. A Ci podzieleni na tych w obcisłych i luźnych gatkach. No i właśnie ten widok zainspirował nas do rozmowy o plażowej modzie. Pomijając sondę, którą przeprowadziliśmy, moim zdaniem obcisłe gatki u mężczyzn na plaży to szczyt obciachu!!! A ten obciach niestety jest w naszym kraju bardzo popularny. Spotkaliśmy całą masę panów z wąsem w bardzo obsisłych, wręcz wrzynających się w brzuchy majtach. Moi drodzy, w tej kwestii mogę obronić jedynie początkujących surferów, którzy z powodu nadmaru emocji mogli zapomnieć założyć na obcisłą piankę luźne bokserki. Ale jeśli jesteście drodzy Panowie na desce już któryś raz z rzędu, to pamiętajcie - NA OBCISŁĄ PIANKĘ ZAWSZE ZAKŁADAMY LUŹNE MAJTECZKI :)
Przeprowadzając tę jakże ekscytującą sondę udało wypatrzyliśmy Mandarynę. I to prawdziwą Martę Wiśniewską. Siedziała w restauracji, popijała wodę z cytryną i rozmawiała przez telefon. Nie zastanawiając się ani minuty dłużej, podbiegliśmy do niej. Mandaryna trochę ponarzekała, że jest na wakacjach i nie chce jej się udzielać wywiadu, ale po kilku sekundach już stała przy mikrofonie i z zapalem opowiadała o Kite Surfingu. Okazuje się, że Marta uwielbia sporty ekstremalne, i jest zdania, że kobiety na Kite Surfingu świetnie sobie radzą. Chyba sama będę musiała spróbować i ocenić. Ale już się boję, że może mi się to za bardzo spodobać!!!
Już niebawem napiszę o kolejnym Pinowym wyjeżdzie do Chałup. Ale jeszcze nie teraz. Narazie kwestia zdecydowanie ważniejsza, przynajmniej dla kobiet. Teraz zapewne już wiecie o czym będę pisać. Oczywiście o ciuszkach, fatałaszkach, dodatkach, torbach, koszulkach, nakryciach głowy. Kochani, mam ogromną przyjemność zaprezentować Wam maga odjechaną australijską firmę odzieżową Billabong. Oczywiście nie mogłam się oprzeć wyjątkowemu stylowi, który reprezentuje Billabong i wróciłam z Chałup z całą torbą ciekawych produktów.
Zaczęło się od torby. Ale jakże niezwykłej!!! Doskonałej i na plażę, i na spacer po promenadzie i na wieczorne balety. Wybór był ciężki, bo toreb w Billabongu cała masa. A jakie są te torby? To prawdziwe, awangardowe dzieła sztuki, stworzone z myślą o osobach, które cenią sobie oryginalność. Ich zaleta to niebanalne, charakterystyczne detale. Billabong bawi się skórą, materiałem, kolorem i naszyciami. Nadruki, gadżety, klamry i napisy to charakter tych toreb. A zatem teraz kilka zdjęć z moją ukochana torebeczką. Jak każda kobieta kocham torby, mam ich w domu całą masę i za każdym razem, kiedy jestem w centrum handlowym nie może się obejść bez kolejnych torbowych zakupów. Znajomi już nie raz mówili na mnie "Pani torebeczka". Innym razem zaprezentuje Wam całą kolekcję Paolettowych torebek. A na razie ta prosto z Chałup.
Paoletta, a na pierwszym planie jej mega fajna torba Billabonga.
Ale torebka była tylko jedną z wielu rzeczy przywiezionych z Chałup ze sklepu Billabonga. Rozkręcona szalonymi zakupami postanowiłam nie poprzestawać na torbie. No i przeszłam do konkretów. Nigdy nie byłam fanką bluz, a zwłaszcza tych z kapturem. Pomyślałam sobie, że kiedyś warto zacząć, zwłaszcza w momencie kiedy jest się nad morzem, z ciepłych rzeczy ma się tylko cienki rozpinany, czarny sweterek, a temperatura w nocy nie przekracza 13 kresek. Trzeba było zrobić ciepłe zakupy. No i czyżbym się myliła że w bluzach z kapturem nie jest mi do twarzy. Zielona bluza Billabonga okazała się strzałem w dziesiątkę. Ciepła, twarzowa, podkreślająca figurę. No i stało się!!! Zostałam właścicielką piewszej w swojej historii bluzy z kapturem. Sami oceńcie, czy jest mi w niej do twarzy. Pewne jest, że zmienia mój wizerunek o 180 stopni.
Kapturek idealny, ale pomyślałam, że nie ma to jak czapka z daszkiem. Oczywiście także Billabonga. No i tu zaczęło się zakupowe szaleństwo. Czapek była cała masa i na prawdę ciężko było mi się zdecydować na tę właściwą. Podczas pierwszego wyjazdy do Chałup wybrałam taką z najnowszej kolekcji - prosto z Paryża. Była to wielokolorowa czapa z prostym daszkiem (styl Jay Z). Uwaga!!! Zdjęcie!!!
Ale to nie był mój styl. Ja jednak wolę stonowanie i klasykę. Po koleknym powrocie do Chałup czapkę udało mi się wymianić.
Po długiej i ciężkiej podróży Paula wróciła!!!! Mam nadzieję, że nie mogliście się doczekać mojej szalonej kolejnej relacji. Zmęczona, ale szczęśliwa z kolejnych nagrań zakończonych sukcesem!!! Niestety nie udało mi się opalić, ale i tak morskie powietrze korzystnie wpłynęło na moją boską cerę!!! Teraz obiecana relacja z poprzedniego wyjazdu. Ostatnie dwa dni upłynęły pod hasłem windsurfingu i megaszalonej imprezy billabonga.
Po pierwszej lekcji windsurfingu poczułam ten sport. Maszt wcale nie był taki ciężki, równowagę bardzo łatwo dało się utrzymać, zwroty również były bardzo łatwe do opanowania. A zatem tajniki kolejnej dyscypliny sportu będą musiały zostać przeze mnie zgłębione.
Instruktorka Zuza za każdym razem podkreślała moje umiejętności. Widać, że kobieta zna się na ludziach!!!
Foczka na desce!!!!
Pierwsze kroki Pauli!!!
A przed pierwszą relacją z wody trzeba było się trochę osuszyć. Jurny Jurek zawsze służy pomocą!!!
Burza, pioruny i ulewa.... A my dalej płyniemy...
W końcu siłą wyciągnięto nas z morza!!!
Na Półwyspie Helskim czasem słońce czasem deszcz, więc lepiej mieć piankę cały czas w pogotowiu!!!
Niestety kiedyś trzeba z wody zejść, bo kolejny dzień wymagał nie lada energii. Impreza Billabong Play Groud zbliżała się wielkimi krokami. A na niej trzeba było przecież animować i wszystkich oczarować. Sami oceńcie czy się udało!!!
A zatem jedziemy ze zdjęciami!!! To była boska impreza. Aż w całych Chałupach światło zgasło pod wpływem emocji!!!
Oststnie wywiady, sondy i relacje i jest juz ciemno........... Nie uwierzycie, ale w samym środku imprezy zgasło światło!!! I to w całych Chałupach!!! A zatem trzeba było zarządzić szybką ewakuację. A ja w swoich mega wysokich szpilach. Obcasów nie połamałam, nóg tym bardziej, Ania oświetlała mi drogę do busa. Przez moment zrobiło się groźnie. Dlaczego? Uwaga, pomysł ekipy - "Idzemy do pensjonatu we Władku z buta". Generalnie radzę sobie w szpilkach, ale nie o 1 w nocy, po imprezie, po wertepach i bez światła. Jurny Jurek okazał się mega gentelmanem i momentalnie zaproponował mi drogę do domu na barana. Ale, że Jurek jest mężczyzną posiadającym 187 centymerów wzrostu to wymiękłam. Na szczęście moje jęki i narzeniania przekonały całą ekipę, że jakiś transport skombinować trzeba :))).